czyli wieczny powrót w praktyce
Mamy u Karoliny Kaczyńskiej-Piwko do czynienia ze spontanicznym, przekonującym szczerością procesem twórczym. Autorka, uwięziona w domowym karcerze, zapisuje nie kartki z pamiętnika czy dziennika intymnego, jak byłoby dawniej, ale na telefonie – kolejne segmenty swojego bloga. Stąd naturalna lakoniczność, oszczędność słów. Bardzo mądrych słów.
Zbiór małych próz Zostaliśmy w domu[1] rozpoczynają dwa listy – Dariusza Łukaszewskiego do autorki i Karoliny Kaczyńskiej-Piwko do Pana Dariusza. Listy te tyleż osobiste, co odkrywające przed czytelnikiem wzajemne literackie powinowactwa autorów, przekonują, że lektura kolejnych tekstów będzie czymś wyjątkowym. I tak jest w istocie!
Otrzymujemy bardzo różnorodny zestaw tekstów – od maleńkich próz poetyckich, poprzez swobodne impresje, rozmowę telefoniczną z panią Jadzią z Lublina, zasady życia godziwego w XXI wieku, czyli Krótki poradnik na temat traktowania ludzi, minipowiastki filozoficzne, elektroniczne szkice i notatki z pandemicznej codzienności. O różnorodności tematycznej nie należy nawet wspominać – to oczywiste u tak wyczulonej na detal i obserwację świata osoby, która jest świadoma, że mikroświaty nie mają publiczności. W dygresjach wędrujemy więc nawet po Syberii nad jezioro Bajkał i powracamy do doświadczeń bohaterów literackich, choćby Marqueza, Bułhakowa czy Konwickiego. Aż się prosi, by nazwać to sylwą współczesną, jak krytycy literaccy określają choćby Biegunów Olgi Tokarczuk.
Tak, zbiór tekstów Zostaliśmy w domu, ma niewątpliwie formę sylwiczną, chociaż czy trzeba o nim tak myśleć? Noblistka ostrzegała przed klasyfikowaniem, podziałem na gatunki, ważne przecież, że utwory powstały, że stały się naczyniami, którym autorka powierzyła nadmiar swoich emocji i refleksji, rzadko słodkich, choć na promocji w Bibliotece Publicznej w Ostrołęce pani Krystyna Łaszczych użyła pięknej metafory o plastrze miodu. Autorka kreśli na przykład portret sąsiada, który notorycznie przebiera się za pszczołę… W tym zbiorku plaster został jednak zainfekowany z powodu pandemii. To nie jakaś drapieżna motylica, nie ekspansywna choroba grzybowa, ale drążąca myśli autorki choroba na samotność, na brak dotyku, zwykłej ludzkiej obecności i rozmowy. Balkon, widoki z niego, książki, kawa, Kurt, nawet dwa urocze koty, Elvis i Critters – to stanowczo za mało! Pandemia i sprowokowany przez nią niezwykle mądry zbiór Zostaliśmy w domu przekonują, jak bardzo człowiekowi potrzebny jest inny człowiek…
I tu zaczyna się doświadczanie wiecznego powrotu. Nie tego z reinkarnacją w tle, choć i o niej autorka wspomina, ani z obrazem Uroborosa, także zaznaczonym. Oto zerkają na siebie wrażenia, czytamy w liście: gdzieś na Olchonie, poza światem zupełnie, w kawałku zagajnika prowadzącego nad brzeg Bajkału, zobaczyłam ścieżkę, którą dojść można do Brzozówki. Leśne impresje rozpoczęły zbiór i przepiękna metafora dopina całość klamrą: Jesteśmy jak lasy mieszane. […] Lasy mieszane pełne dzikiego życia, o którym nie możemy mieć pojęcia, póki go nie stracimy. Póki gdzieś z oddali nie zacznie się odbijać echo pił.
Przez cały zbiór snują się powracające zapachy, które finezyjnie przenikają przez aromat kawy: Mam gdzieś w pamięci zapach, który przynosił tata z lasu, jak wracał rano z borowinką. Leży tuż obok zapachów domu i kurpiowskich poranków. Pojawia się także zapach asfaltu prowokujący do szukania poziomek… I maciejka, którą trzeba posiać na balkonie, by było jak dawniej. Sensualność tekstów jest dla autorki czymś naturalnym, dlatego teza: Smaki i zapachy to absolutnie najlepszy nośnik życia. – wydaje się tutaj w pełni uprawniona.
Motywem wędrownym jest także wiatr, nie tylko z powodu wiatrołomów… Zaczyna się to od obsesyjnego powracania do wrażenia z pewnej lekcji, gdy wiatr niepokojąco poruszał żaluzjami… Teraz ten świat dookoła za nic ma nauki, a my stoimy w centrum tego huraganu, a zły wiatr robi z nami, co chce. – czytamy w liście. Nikt przecież nie mógł przewidzieć, że w XXI wieku zły wiatr rozniesie zarazę. Nawet Yuval Noah Harari się pomylił, pisząc w Homo Deus, że ludzkość uporała się z pandemiami. Po drodze czytamy o lęku przed burzą, która jednak sprawia, że znów było czym oddychać. A w końcowej cząstce – Zawsze tęsknić będziemy za ciszą i nigdy nie będzie w tym nic wyniosłego. Spokój, nic nadzwyczajnego.
Segmenty i segmenciki w architekturze tekstów, pozbawionych akapitów, tworzą zestaw naczyń połączonych postacią bohaterki-narratorki. Jako osoba utalentowana także plastycznie – sama swój zbiór pięknie, stosownie do nadrzędnej tematyki – ascetycznie zilustrowała. Mimo że to zbiór próz, jednak dyskretnie liryzowanych, gdzie frazy typu: z balkonów skaczą już nadzieje i tęsknoty, wiszą na oparciu fotela miłość z pożądaniem; krajobraz jak w czarnobylskiej zonie; nie dokarmiają się zachwyty; Najbliżej, z całym beleczkowaniem tęczówek w intymnym powiększeniu – porażają albo uwodzą subtelnością. Za doskonałe jako proza poetycka uważam segmenty z 16 kwietnia 2020, 10 września 2020 oraz marynistyczny z 30 grudnia 2020. Również swoboda gatunkowa, sylwiczność, pozwalają widzieć w zbiorze Zostaliśmy w domu dzieło liberackie – wolną książkę (łac. liber – ‘książka’ i ‘wolny’), co mnie niezmiernie cieszy. Można ją zatem czytać wybiórczo, co powinno zadowolić tych, którzy mają napięte jak usta po potrójnym wypełnianiu terminarze i zdzwonią się za trzy wcielenia… Każdy segment stanowi bowiem odrębną całostkę, często mającą bardzo przejrzystą strukturę, jednak tylko lektura całej książki w układzie chronologicznym zapewni pełną satysfakcję z „literackiej rozmowy” z autorką. Rozmowa nas uratuje.
Na zakończenie mój ulubiony fragment poradnika, oby wpisał się w cykl wracania:
– jeśli jesteś fajny naprawdę, to nie musisz produkować sobie popularności, serio, bycie w porządku wystarcza.
Ostrołęka, 21.06.2021
PS: Uwaga – zmobilizować korektora do dokładności, niestety, przepuścił wiele błędów.
[1] Karolina Kaczyńska-Piwko, Zostaliśmy w domu, Biblioteczka Kurpiowska, tom 36, Urząd Gminy w Kadzidle, Kadzidło 2021