(kilka spostrzeżeń czytelniczki wierszy wybranych
Ireny Knapik-Machnowskiej z wydanego przez Marszałek Development & Press w 2021 r. zbioru TO TU)
(…) słowami
skarżę sięz mych udręczeń
jak gdyby liryka była kluczem
którym można by otworzyć
zatrzaśnięty przed wiekami raj.H. Poświatowska: [Nie potrafię być tylko człowiekiem]
Lubię, gdy tom wierszy jest dedykowany komuś z rodziny autora. To zapowiada nie tylko szansę głębszego obcowania z poezją, osadzoną w kontekście kontaktów z najbliższymi, ale także pozwala czytelnikowi na dodatkowe refleksje, zwłaszcza gdy zbiór ma być kiedyś odczytywany przez wnuka…
Tak właśnie jest w wypadku wyboru wierszy Ireny Knapik-Machnowskiej TO TU, dedykowanego Kochanemu Wnukowi Ludwikowi Tadeuszowi Machnowskiemu z przesłaniem o autostradach i ścieżkach, zaczerpniętym od Tadeusza Kotarbińskiego, choć podobną myśl znajdziemy także u ks. J. Twardowskiego. Taka dedykacja zobowiązuje niejako podwójnie do przemyślanej kompozycji całości, skrupulatności i wyboru tych tekstów, które będą kiedyś temu rocznemu chłopcu odsłaniać prawdę o subtelnej i wrażliwej Babci, ale także o sile, która pomagała jej nie ulec złej passie i pozwalała zawsze „robić swoje” – poszukiwać piękna i szczęścia na podobieństwo raju…
Tom rozpoczyna wiersz autotematyczny Kwiat baobabu, gdzie Autorka bez patosu, z finezją łączy myśli o przemijaniu, roli natury oraz znaczeniu sztuki, która ten egzotyczny kwiat zdołała utrwalić. Pozostałe wiersze wędrują nakreślonymi w pierwszym tekście ścieżkami, zatem dość swobodnie, ale w sposób podporządkowany… rzekom. Dlaczego właśnie rzeki uznała Autorka za nadrzędne? Chyba Wisława Szymborska najpiękniej pisała o roli wody – „Nie starczy ust do wymówienia / przelotnych imion twoich, wodo.” i „Cokolwiek kiedykolwiek gdziekolwiek się działo, / spisane jest na wodzie babel.” Irena Knapik-Machnowska po przyjeździe do Ostrołęki związała się z Narwią dosłownie i w przenośni. Współtworzyła Grupą Literacką, później Klub Literacki „Narew” i poślubiła poetę, Tadeusza Franciszka Machnowskiego, który Narew nazywał swoją Matką… Jednak nie tylko dlatego Narew to rzeka szczególna. W języku praindoeuropejskim „nur” znaczyło po prostu ‘woda, rzeka’, zatem to, być może, jedyna na świecie rzeka o imieniu Rzeka, jakby symbolizowała wszystkie inne. Może także dlatego Autorka chronologicznie podporządkowała swoje wiersze rzekom, nad którymi teksty te powstawały lub znajdowały inspirację. Nad Regą, Nad Narwią, Nad Motławą, Z podróży nad Sekwaną, Tybrem, Dunajem – to tytuły kolejnych części zbioru.
Część pierwsza zachwyca czytelnika sielskim obrazem ogrodu wokół domów dziadków i rodziców Autorki, którzy jako przesiedleńcy odnaleźli azyl w Bierzwnicy, w dawnej ewangelickiej plebanii. Tamten dom musiał być najważniejszy, skoro jego sepiowa fotografia trafiła na okładkę… To tu się przecież wszystko zaczęło, a teraz „uczniowie liczą ułamki / poznają trudną historię osadników”. Z wielkim wzruszeniem czytamy w wierszu Miejsce urodzenia: „Dziadek mówił – / moja wnuczka / urodzi się w domu / a pod oknem / wyrośnie modrzew”. Nie jabłoń, nie kalina, ale modrzew – drzewo szczególne nie tylko z tego powodu, że dawało drewno na szlacheckie dworki czy małe kościółki. Jedyne z iglastych, które zrzuca igły na zimę, za to szyszki kurczowo trzymają się gałązek, jakby chciały na dłużej zapewnić nasionom bezpieczeństwo i bliskość macierzystego drzewa. Ileż w tym symboliki! Bo i wnuczka okazała się wyjątkowa – wrażliwsza od innych, wyczulona na piękno słowa, spragniona poczucia bezpieczeństwa i poezji. Pewnie dlatego tak bardzo chciała poznać poetę, o którym stale opowiadała pani od polskiego. I to pragnienie małej dziewczynki stało się prorocze – miała w swoim życiu poznać wielu poetów i sama stać się poetką.
Początkową część zbioru można by uznać za górną część sinusoidy, tyle tam uniesień, zachwytów, zwierzeń z pierwszych, ale jakże głębokich uczuć. Zgodnie ze zdaniem J. L. Borgesa, „las jest ogrodem o rozgałęziających się ścieżkach”, świat nad Regą był przesycony pięknem kwiatów – „przydrożnych stokrotek”, którymi Autorka obdarowywała notabene wujka Franciszka, tulipanów, śnieżyczek, fiołków, szafirków, żonkili i innych roślin – kolokazji, „majestatycznych buków i dębów”, niestety, „mających jeszcze w sobie / resztki odłamków”. Nie dziwi zatem fakt, że Autorka „tęskni do ogrodu babci” i chciałaby choćby w myślach „sadzić nowe drzewa”. Jednak idylla znad Regi z jakiegoś, znanego tylko Autorce, powodu kończy się bardzo dramatycznie. Sinusoida gwałtownie przekracza linię 0 i zdąża w przepaść, gdy czytamy w wierszu Gdzie jesteś: „Zniknąłeś / jak Synagoga z placu / w noc kryształową”. Trudno o bardziej sugestywne opisanie traumy. Mimo to bohaterka liryczna, którą ze względu na dedykację i fakty biograficzne można utożsamiać z Autorką, wkrótce się podniesie, podejmie kolejną próbę poszukiwania prawdy, dobra, piękna i szczęścia, tym razem nad Narwią.
W tej części najbardziej poruszający jest wiersz Spełnienie, dedykowany synowi, bo to dzięki niemu „tęcza na szybie płonęła” i „stał się / pragnieniem dokonanym”. W innych utworach pobrzmiewa jednak rozczarowanie, żal, zniechęcenie ludzką małością. Te wiersze bardzo mnie zaskoczyły, ponieważ ewidentnie dotyczą okresu ostrołęckiego. Znałam wtedy Irenę Knapik-Machnowską, mieliśmy zaszczyt niejednokrotnie gościć ją na spotkaniach autorskich w SP nr 4, później w ZS nr 4 w Ostrołęce. Wtedy pani Irena prowadziła także razem z Edwardem Kupiszewskim Salon Literacki, gdzie i uczniowie naszej szkoły korzystali z rad wybitnych poetów oraz prezentowali swoje talenty poetyckie czy muzyczne. Irena Knapik-Machnowska była postrzegana w środowisku literackim jako prawdziwa dama ostrołęckiej poezji. Pamiętamy tę zawsze elegancką kobietę jako wytworną osobę z piękną, nienaganną fryzurą, upiętą w fantazyjny kok. Ubierała się zazwyczaj w gustowne garsonki, do stylowego płaszcza – koniecznie wykwintny kapelusz! Nigdy by mi do głowy nie przyszło, że ta pogodna, dowcipna, bardzo radosna podczas spotkań autorskich osoba zmaga się z różnorakimi problemami i że da im ujście dopiero po tylu latach w tomie TO TU… Nie sądziłam, iż tutaj – nad Narwią – przeżycia sięgały dosłownie dna sinusoidy.
Ucieszyła mnie niezmiernie kolejna część zbioru, bo poszukiwany tak wytrwale raj znajdował się nad… Motławą. To tam „czekanie na łut miłości / z naręczem kwiatów” stało się „radością świętowania każdego dnia”. Autorka nie kryje swojego szczęścia, pisze o nim oczywiście subtelnie i z wielką klasą, nawet erotyki zawsze są pięknie zawoalowane, dyskretne i najwięcej dzieje się tam pomiędzy wierszami. Wyobraźnia czytelnika otrzymuje wysublimowaną pożywkę, jak bowiem nie ulec urokowi słów: „Smuga światła / wchodząca / nieśmiało / przez uchylone / drzwi / nadaje inną / barwę / powracającej róży”… Do róż i fiołków dołączyły hortensje, złocienie, szachownice, a do zapachów cedru, lawendy i egzotycznych korzeni – muzyka Bacha, Vivaldiego, Chopina i Gershwina. Jednak sinusoida znowu musi przekroczyć krytyczny punkt 0… Odejście Ukochanego Męża, Marka, któremu dedykowana jest część Nad Motławą, w drugą przestrzeń stanowi cios dojmujący i trudny do przeżycia. Jest jednak równie kochany syn z poprzedniego małżeństwa i wkrótce pojawi się wnuk, zatem warto żyć! Irena Knapik-Machnowska musi wypracować nową strategię, „jak znieść porażkę / by nie osiąść na mieliźnie”. Na tym etapie pojawiają się zatem wiersze konfesyjne, jakby Autorka dotarła w swojej wędrówce do punktu, o którym tak wiele pisał Dante – kiedy ma się świadomość, czym miłość grząska różni się od miłości prawdziwej.
Gdy w IV części poznajemy z Autorką jej wrażenia z dalekich podróży, nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. W katedrze Notre-Dame Irena Knapik- Machnowska spostrzega: „pamięć / wymaga powrotów / w miejsca / gdzie życie / potwierdza / potęgę Boga”. W kościele Świętej Magdaleny, mimo osobistej tragedii, doznaje przedziwnego ukojenia, gdy „Światło (…) ukazało / dobre i cierpliwe / oczy”. W Kaplicy Sykstyńskiej Autorka dochodzi do wniosku, „że to Adam / skusił Ewę”, a przed arcydziełem Jeana Baptiste’a stwierdza bardzo przekonująco, z czym zgodziłyby się współczesne feministki: „Kobiety / podtrzymujące ciężar Ziemi / są symbolem życia”. W Nowym sadzie czytamy, że jako pierwsze pojawią się w nim „malinowe sadzonki”… Oto cała Pani Irenka – już jej myśli budują kolejne przęsło, rozpiętej niczym łuk powracającej tęczy, sinusoidy!
Wiele wierszy z IV części znałam wcześniej i cieszy mnie, że trafiły do tego zbioru, jakby poezja zatoczyła koło. Mój dawniej ulubiony – W Pinakotece Watykańskiej jest tutaj przedostatni, ustąpił miejsca Ogrodom różanym (też byłam w Schönbrunn dwukrotnie). Są to wybory mądrej, świadomej, jaką ma na tej ziemi przypisaną rolę, kobiety-poetki. Sławiąc wysublimowane piękno, stara się nim obdarować czytelników, prowadząc ich ku światłu. Cały tom temu jest przecież poświęcony, w wierszu Nowy Rok czytamy bowiem: „Gdy zauważam / przyjazne światło / myślę / może to tu / zaczyna się / prawdziwa rozmowa”. Rozmowa z wnukiem, czytelnikiem, każdym człowiekiem i…
Pisane przy cudownych dźwiękach muzyki Chopina podczas wirtuozowskich wykonań uczestników II etapu 18. Konkursu Chopinowskiego.
Ostrołęka, dn. 10-11.10.2021