Gdy przestałem robić łódeczki, zacząłem zbierać muszle. Wypełniały pokój morzem. Uczyły mnie słyszeć mowę praoceanu. Groźną, ale dostojną. Nieprzeczuwającą, że ktoś ośmieli się ją zakłócić jazgotem syren. Albo krzykiem tonących. Zwłaszcza tysięcy uchodźców.
Morze nigdy nie chciało być grobem! Uciszało się, by nie zagłuszyć SOS. Fale obniżały grzywy, aby ktoś mógł zobaczyć poszatkowane światło. Dzisiaj nie muszą. Satelitom nic nie umknie, a ludzie nie zawsze śpieszą na ratunek…
Przecież platońskie muszle nie są puste! Bez względu na kolor skóry.