Firma LIBERUS i Spółka prowadzi działalność liberacko-artystyczną.
LIBERUS – od Liberuś – niebieski miś – asystent na warsztatach, ale także od LIBER(URS)US, liber – łac. ‘książka’ i ‘wolny’, ursus – łac. ‘niedźwiedź’
U – użytecznie, urokliwe, umiejętnie, uniwersalnie
R – różnorodnie, regionalnie, rozwijająco, rozrywkowo
S – samodzielnie, solid(ar)nie, spektakularnie, skutecznie
W ofercie:
• Warsztaty liberacko-ekologiczne z elementami performance’u dla różnych grup wiekowych (od przedszkola do 150 lat) z możliwością dostosowania tematyki do potrzeb odbiorców, np. „Morskie spotkanie z liberaturą”, „Zaproszenie do Haikarni”, „Leśne klimaty w dzieł(k)ach liberackich” (zamawianie spotkań liberackich i pamiątek – Barbara Zakrzewska – tel. 511 816 965, mail: silvare@vp.pl lub na priv na fb) ;
A to ostatnie „dziecko” LIBERUSA : „Fasetowe dusze”, w twardej lub miękkiej okładce, Ostrołęka 2024
Fasetowe dusze
Fasetowe są oczy ważek i innych owadów. Obejmują one wzrokiem jednocześnie trzysta obrazów, bo każda fasetka postrzega osobno, po czym wszystko tworzy spójną całość. Niedawno odkryłam, że ważki, podobnie jak koty, spadają na wszystkie „łapki”, zatem tym bardziej warto cenić te owady, choć są drapieżnikami. Człowiek spostrzega jednocześnie tylko dwadzieścia obrazów… Za to został wyposażony w inne zmysły i cechy wyróżniające, by nie musiał się wstydzić, choć nie w pełni wykorzystuje swoje możliwości. Tylko 30 % potencjału większości mózgów bywa spożytkowane, reszta – bezpowrotnie utracona.
Na szczęście nie dotyczy to ludzi o fasetowych duszach. Ich cielesne powłoki kryją w sobie nieskończenie wiele tajemnic. Słowo AYA, pochodzące z języka Indian Quechua i znaczące ‘dusza’, w turecko-ałtajskiej mitologii symbolizuje d o b r ą duszę. Ufajmy zatem, że wśród tych fasetek większość stanowią te o pozytywnym ładunku emocjonalnym, a złe są tylko dla kontrastu i docenienia tych dobrych. Może także dla wywarcia wpływu oczyszczającego, by wszystkie były tylko – według Platońskiej triady – prawdziwe, dobre i piękne…. Jak napisał Stryjkowski w powieści Sen Azrila: Zło ma swoje dobre strony, jest z czym się zmagać.
Podobno skutecznie ważono duszę… Tak, ale nikt jej nie widział i raczej nigdy nie sfilmuje. Kto nam zatem zabroni wyobrażać sobie jakby holograficzny twór, prawie przezroczysty, przypominający doskonałą figurę oszlifowanego diamentu z pięćdziesięcioma ośmioma idealnie wygładzonymi fasetami? W każdej jak w zwierciadełku można dostrzec to, co stanowi dla danej osoby wielką wartość. Dla jednego może to być miłość jego życia, dla kogoś innego – własnoręcznie napisana ikona, choć podobno nierukotworna, albo wyhodowana egzotyczna roślina. Równie dobrze może to być najzwyklejsza zupa ogórkowa, którą ta właśnie pani gotowała ze znawstwem i miłością, by potem patrzeć z zachwytem, jak dzieci i mąż pałaszują ze smakiem. To przecież wystarczy, by uczynić życie wyjątkowo pięknym i wartościowym. A jeśli jest jeszcze coś, należy się tylko radować…
I już widzimy, że odbicia w fasetach mogą się powtarzać, łącząc poszczególne osoby, jednak nigdy nie będą identyczne, bo pozostają w zestawieniu z szeregiem innych odbić na reszcie faset, tworząc niepowtarzalne kombinacje, a może konstelacje. Linie fasetowych dusz jak w k l a s y f i k a c j i f a s e t o w e j, którą w 1933 r. zaproponował Shiyali Ramamrita Ranganathan, hinduski matematyk i bibliotekarz, tworzą zespoły cech wyróżniających daną publikację, ale są niepowtarzalne jako całość. Coś na kształt śnieżynek czy linii papilarnych. Warto dodać, że u Ranganathana niebagatelną rolę odgrywają znaki przestankowe, skoligacone z ważnymi kategoriami znaczeniowymi, takimi jak: Indywiduum (,), Materia (;), Energia (:), Przestrzeń (.), Czas (‘), dlatego jego klasyfikacja przeszła do historii jako Klasyfikacja Dwukropkowa (KD).
Tak oto dochodzimy do sedna. Każdy człowiek bowiem zasługuje na zapisanie jego opowieści, na uwiecznienie tego, co w jego osobowości było niezwykłe, unikalne, pieczołowicie pielęgnowane, choć niektórymi ściankami fasetowej duszy przylegało do innych faset. Tu nasuwa się skojarzenie za światem odrębnych, ale jednak powiązanych ze sobą za pomocą wyższej siły sprawczej monad Leibniza, który uznał ten świat za najlepszy z możliwych….
Podążajmy więc wskroś najróżniejszych historii, nanizanych na nić opowieści, w których fasety będą lśniły wszelkimi dostępnymi odcieniami, choć barwy przecież biorą się z trzech podstawowych, a wszystkie dają się odkryć w niepozornej bieli, która podobno nawet nie jest kolorem, tylko – walorem, co może wydawać się nie bez znaczenia ze względu na symboliczność…
Oby tylko trzy sita Sokratesa patronowały każdemu z tekstów: prawdy, dobra i pożyteczności….
5.01.2019
Powyżej zamieszczam wstęp, jak widać trochę potrwało, zanim ta książka liberacka ukazała się… Jest do niej dodatek – „Kulinarny rozchodnik”, czyli przepisy Sylwii, zatem leśne, bo całość to sylwa współczesna, proza różnorodna tematycznie i formalnie.
Pierwsza recenzja „Fasetowych dusz”, przesłana mi przez wnikliwego Czytelnika!!! Bardzo dziękuję.
Oto trochę przemyśleń, wrażeń, interpretacji wokół Fasetowych dusz. Na początek: to wartościowa książka. A zarazem jedna z tych, których lektura staje się momentami polem wewnętrznego sporu, w którym Autor reprezentuje jedynie część duszy czytelnika, a samo dzieło staje się okazją, aby wewnętrzny wielogłos mógł wybrzmieć jaśniej. Tak właśnie było ze mną. Ale zanim o tym –
nie będzie chyba błędem, jeśli klucza do zrozumienia Fasetowych poszukam tam, gdzie klucze najczęściej są ukryte. Czyli nie w widocznych miejscach, raczej na szafie, pod wycieraczką, na dnie szuflady. Albo jeśli jest to książka – w znakach układających się w liberackie przesłanie Autorki (ceniącej niedopowiedzenia i zagadki). Literki z dedykacji układają się więc w zdanie: „Nie trzeba mieć”, a te w spisie treści w słowa: „(Fasetowej duszy). By być”.
W książce pojawia się kilku filozofów, najczęściej chyba Leibniz, ale też Platon i Hannah Arendt (która – wiem, to brzydkie skojarzenie – łączy mi się jakoś z Martinem Heideggerem). Jednak w moim odczuciu to nie oni są filozoficznymi patronami tych tekstów. Mój typ, w kontekście liberackiej układanki i nie tylko, nie będzie zaskakujący – Fasetowe dusze to wyraz filozoficznej wspólnoty Autorki z Erichem Frommem.
Zdaję sobie sprawę, jak ryzykowne jest przypisywanie Twórcy intelektualnych związków z filozofem, którego nazwisko nie pojawia się w książce ani razu (tak łatwo o pomyłkę!). Ale czy musi? Przecież idee stają się czasem częścią wspólnej świadomości; niekiedy przychodzą do nas z miejsc innych niż samo źródło, a w końcu – jeśli są w nich dobro, prawda i piękno, wolno nam wierzyć, że Duch zasiewa je niezależnie w wielu miejscach, pozwala, aby zyskiwały oryginalny wyraz pod piórem różnych autorów.
Tak może jest w tym przypadku. Spotykamy więc być przeciwstawione mieć. Ale też inne pary i słowa-klucze kojarzone z Frommem (będące odmianami tematu tamtego fundamentalnego rozróżnienia). Jest taka mniej znana książka Filozofa, z której fragmentów zdawałem kiedyś egzamin na kursie psychologii społecznej, a potem – już na własne ryzyko – doczytywałem co ciekawsze rozdziały. Anatomia ludzkiej destrukcyjności. To z niej pochodzi inna z Frommowskich dychotomii: biofilia vs nekrofilia. Biofilia, czyli miłość do życia w całej jego złożoności. Osoby o przewadze tej tendencji szanują życie w każdej postaci; niezależnie czy będzie to życie żydowskiego dziecka, czy ślimaka na leśnej dróżce; cenią sobie relacje, są pełne empatii; „kręcą” je takie wartości, jak rozwój, kreatywność, ciekawość, po prostu – Światło. Nekrofile odwrotnie – zafascynowani są wszystkim, co się rozkłada, psuje, umiera. Nie tylko w sensie dosłownym. Kochają też porządek i jasne reguły, ponieważ reguły dają (cóż, że złudną!) kontrolę nad potencjalnie niebezpiecznym przepływem życia. Bywają sadystyczni i (auto)destrukcyjni. Wygląda na to, że nekrofilska może też być sztuka.
Dawno temu popularnością cieszyła się piosenka „Pryszcze” punkrockowej grupy Pidżama Porno. Wokalista śpiewał: „Masz koszulkę z Kurtem. I nawet ci do twarzy z trupem”. A jako puentę dodawał: „Wybieram życie”. Nosił pseudonim Grabarz co dodaje piosence szczypty humoru: grabarz wybierający życie, to raczej niecodzienne zjawisko (podobnie jak w opowiadaniu Oswajanie). Kurt z piosenki Pidżamy Porno to oczywiście Kurt Cobain – zmarły tragicznie od strzału we własną głowę bohater Generacji X i lider Nirvany. Jego piosenki, choć nierzadko dorównywały melodyjnością tym beatlesowskim, miały w sobie gitarowy brud i opętańczy krzyk/jęk twórcy. Cobain stał się naszym bohaterem nie pomimo swojego samobójstwa, ale może właśnie – z jego powodu. Śmierć bywa afrodyzjakiem, szczególnie jeśli łączy się z talentem i pokręconą osobowością. Wiadomo więc o co chodziło Grabarzowi i dlaczego czyniąc aluzje do Cobaina wybierał życie.
Ale bohaterowie Pani tekstów też to robią. Nie tylko „Alena” (choć w jego przypadku ten wybór jest najbardziej oczywisty). Wybierają życie, bo wymyślają różne przepisy – na placek zwany budyniakiem, którego smak zmieniał się w zależności od rodzaju dodanego budyniu; bo chcą poddać się natchnieniu każącemu im malować ikony, które przynoszą radość i uspokojenie; bo postanawiają zrobić zabawny teatrzyk, żeby rozweselić chorą koleżankę (i dostać brawa od duziaków); bo nawet jeśli nie zostawiają po sobie potomstwa, zaślubieni Poezji zasiewają ziarna miłości, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy; bo pozwalają się zainspirować ruchom Motyla nad swoją głową; bo erotyzm zgrabnie łączy się u nich z bujną wyobraźnią, udowadniając, że kawałek „martwego” obrazu z filiżanki może ożyć w fantazji kochanków. Życie wybiera też Pani jako autorka Fasetowych dusz, budując z tekstów „las rzeczy”, w którym można się szczęśliwie zgubić i po którym da się chodzić własnymi ścieżkami, ciesząc się raczej byciem w tej podróży niż posiadaniem czytelnej mapy (co może wywoływać niepokój u czytelników przyzwyczajonych do jasno wytyczonych dróg).
No bo jak czytać tę książkę? Od początku do końca? Jasne, tak zrobiłem. Ale przecież potem wracałem jeszcze do już przeczytanych tekstów (albo ich fragmentów) i zauważałem, że przy ponownej lekturze mienią się nowym sensem, który nadały im teksty z innych rozdziałów. Wujek Anny był gwałcicielem, który wyjechał do Irlandii. Ale wujek bohaterki o bliźniaczo podobnym imieniu zamienia mieszkanie w wielką oranżerię.A co jeśli przyjazna wersja wujka to projekt odrzucenia rzeczywistości, jaki (w cieniu dziewanny)Piotrproponuje ukochanej? Może trzeba było tamtą trudną historię napisać od nowa, przekształcić w opowiadanie, w którym znikają gwałt i przemoc, a w ich miejsce pojawia się biofilia, czyli miłość do tego, co kwitnie… Żywi są też bohaterowie tekstów. Wędrują w czasie i przestrzeni; czasem zmieniają imiona; pozwalają się zainspirować bohaterom sprzed kilkudziesięciu kartek; ich „status ontologiczny” bywa nieustalony. Nie zawsze da się stwierdzić, czy istnieli naprawdę. Czasem las, w którego gęstwinie znikają, staje się mroczny, niepokojący; zdarza się, że dalej już nie mogą pójść ani odlecieć. Więc szaleństwo i śmierć również pojawiają się na tych ścieżkach. Ale, jak słusznie zauważono, „śmierć jest częścią życia”. Częścią, którą trzeba oswoić, czasem zostając czułym grabarzem na cmentarzu dla zwierzaków; czasem poprzez wyzwalający (u)śmiech (ale już nie swój) podczas „ostatniego pożegnania”. Przyznam, że zagranie kołysanki z filmu Polańskiego to pomysł przedni (choć przerażający w pewnym sensie). Ale w biofilii również czarny humor zyskuje swoją niszę. Jest przecież jeszcze jednym zwycięstwem nad grozą śmierci.
Ale spośród Frommowskich sposobów odnoszenia się do świata nie tylko biofilia pojawia się w Fasetowych duszach. Bo przecież Erich Fromm, to także autor Ucieczki od wolności. I należy zauważyć, że Autorka od trudnej wolności nie zamierza nigdzie uciekać. Jest przecież wolność osią liberackiego pomysłu na literaturę i na pewno też niejednego pomysłu na życie. Szczególnie tam, gdzie bywa decyzją wyjścia poza społeczne konwencje, odwagą do nie-bycia-jak-inni. Czy wybory bohaterów nie budziły mojego wewnętrznego sprzeciwu? Czasem budziły, ale – jeśli dobrze rozumiem zamysł Autorki – chodziło o to, aby przedstawić sytuacje, jakie wyreżyserowało życie. A ono czasem nie troszczy się o nasze schematy i szufladki. Niekiedy zaprasza do rozeznania i decyzji, którym nie będzie towarzyszyć stuprocentowa pewność moralna. Wracając jeszcze na moment do „wybierania życia”…
Jest taki film – „Ostatnie kuszenie Chrystusa” Martina Scorsese. Grany przez Willema Dafoe Jezus to nietypowa wersja Mesjasza. Jest w nim dużo wahania, nie posiada pełnej świadomości swojej misji (przynajmniej do czasu). Tytułowe ostatnie kuszenie, to chwila kiedy do ukrzyżowanego Jezusa przychodzi śliczna długowłosa dziewczynka, anioł, aby powiedzieć mu, że nie musi umierać, nie musi zbawiać świata, wystarczy że zbawi samego siebie. Może więc zejść z krzyża, wybrać miłość do kobiety, otworzyć się na smaki i zapachy ziemi, mieć dzieci, być jak inni. Pod koniec filmu dowiadujemy się jednak (właściwie to nie zaskoczenie) że to tylko Szatan przybrał postać anioła. Jezus pragnie wrócić na krzyż, nie chce umierać jak człowiek. Ostatnie kadry, kiedy znowu przenosimy się na Golgotę i słyszymy krzyk: „Wypełniło się!”, są niezwykle poruszające. Ten film dobrze obrazuje dylemat, a jednocześnie – przynajmniej w moim odbiorze – reżyser staje po stronie Jezusa, który mimo wahania wybiera… śmierć. Ale przecież nie dla samej śmierci, tylko dla życia, które z niej – paradoksalnie – się narodzi. Może to typowo męskie spojrzenie na temat? Może kobietom łatwiej roztaczać czułą opiekę nad tym, co żyjące? Może my, mężczyźni, lubimy umierać za coś? Czasem wmawiając sobie, że jesteśmy mesjaszami w naszych małych dziedzinach (polityka, wojna, sztuka, moralność). Ale wbrew pozorom, Pani książka nie jest potępieniem takich wyborów. One również zasługują na szacunek, jako inne (choć najczęściej mniej słuszne) rozwiązanie Zagadki.
Na koniec jeszcze trochę o sporze, jaki podczas lektury prowadziłem z Fasetowymi duszami, a właściwie z jakąś częścią własnej duszy, która przybrała postać Pani tekstów. Wydaje mi się, że Pani książka jest pisana w kontrze do „wielkiej literatury współczesnej”, tej, o której kilka lat temu pisałem w wierszu otwierającym Powidołki. Myślę, że punktem wyjścia dla naszych książek było podobne rozpoznanie – że sztuka współczesna pokochała rozpacz, dewiację, zło we wszelkich postaciach. Jej piękno zerwało z dobrem i prawdą. Widzimy to w literaturze, filmie, muzyce. Po rozpoznaniu tego stanu pozostaje nam wysłać na odsiecz fasetowe dusze, dusze piękne, wielowymiarowe, potrafiące kochać. A jednak jakiś nekrol we mnie, może ten sam, który nadal zachwyca się muzyką Nirvany, szeptał mi do ucha: „No nie! Znowu? Znowu dobry człowiek? Znowu taki szlachetny? I wszystko takie piękne? pomimo choroby świata i splątań historii? Znowu ta miłość i miłość i miłość?… Nie! Dajcie mi jakiegoś Fryderyka, aby pod naporem jego krańcowej świadomości wykończyła się msza, żeby wdarła się przestrzeń kosmiczna, czarna; żebyśmy porażeni siłą jego spojrzenia stali się podobni małpie, która by się wykrzywiła w próżni. Albo niech przynajmniej zostanie powiedziane, że w sobotę miasto ma pijaną twarz (rok Gombrowicza i Hłaski zobowiązuje!). Ja chcę pustki, mroku i bezsensu, bo one bardziej prawdziwe, niż te wszystkie nierukotworne ikony. Ale już chwilę potem: o co ci, do cholery, chodzi? Przecież ty też jesteś przeciwko śmierci piękniejszej niż życie; przeciwko chorobie napisanej fajnym zdaniem; przeciwko samobójstwu atrakcyjnemu jak ostatni krzyk mody. Uspokajałem się więc, wracałem do Fasetowych dusz i myślałem sobie – dobrze, że taka książka powstała.
Pozdrawiam
Piotr Grzymałowski
• Projekt „Pięćdziesiąt pamiątek na 650. rocznicę nadania Ostrołęce praw miejskich”:
- Kubek z kraską
2. Kubek z niebieskimi bratkami
3. Kubek z żółto-niebieskimi bratkami
4. Kubek z żab(k)ami
5. Kubek z sierpówką
6. Kubek z dudkiem
7. Nowatorski zestaw pocztówek „Ostrołęckie kartki z nadzieją na… ” z serii „Ptaki” to 11 semirealistycznych wizerunków ptaków ( il. Natasza Nowak) oraz leluja (projekt graf. Igor Bastek) – tradycyjna wycinanka kurpiowska, która symbolizuje drzewo łączące ziemię z niebem. Pocztówki wraz z okładką stanowią książkę liberacką – pamiątkę na 650-lecie Ostrołęki, ale także świetny prezent nie tylko dla ostrołęczan. Zestaw jest zainspirowany „Pieśnią słoneczną” św. Franciszka, głosi pochwalę piękna świata. Łączy cechy albumu przyrodniczego, zbiorku poezji (w tym haiku) i fr. prozy, zawiera ciekawostki na temat popularnych na Kurpiach ptaków, co nawiązuje do łacińskiego napisu Haec avis protege (Tę, ptaku, chroń) z herbu Ostrołęki. Całość da się ułożyć jak puzzle, bo na odwrocie każdej kartki są elementy lelui, spajającej całość. Układanie puzzli sprawdza się świetnie u małych dzieci, daje im wiele radości. Każdy znajdzie w zestawie coś dla siebie, nawet cytaty z Dwanaście srok za ogon S. Łubieńskiego czy Księgi pieśni Konfucjusza… Teksty – Barbara Zakrzewska. Wydane w 2022 r. przez firmę LIBERUS i Spółka.
Przykładowy tekst na odwrocie „Jaskółek”:
Jaskółka dymówka (Hirundo rustica), bardzo podobna do oknówki – symbol światła, odrodzenia, nadziei, atrybut domu.
Prawie nigdy nie siada na ziemi – jedynie aby zebrać błoto do budowy gniazda.
Niezwykle waleczna, zaatakuje nawet kota! Ostrzega krótkim „ciwit ciwit”, śpiew – piskotanie – przerywa terkotem. Przed odlotem po ok. 30 tysięcy osobników łączy się w stada, nocują wtedy w trzcinowiskach.
U S. Łubieńskiego czytamy: „Arystoteles uważał, że jaskółki i jastrzębie kryją się przed chłodem w jaskiniach (…). Olaus Magnus, XVI-wieczny arcybiskup Uppsali, był przekonany, że jaskółki nigdzie nie wędrują, tylko (…) zanurzają się pod wodę. Tam zbijają się w ciasne kłębki, ptak przy ptaku, skrzydło w skrzydło, i czekają na przyjście wiosny.” (Sosnówka pachnąca żywicą w: Stanisław Łubieński, Dwanaście srok za ogon, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2016, s. 33)
Najwyższy balkon widowni w teatrach i salach koncertowych nazwano jaskółką.
Stan Borys pięknie rozsławił na całym świecie „Jaskółkę uwięzioną”…
8. Motywatory-zakładki z Liberusiem (14 wariantów)
9. Ostrołęcki pakiecik liberacki (neutralny i spersonalizowany, np. dla Mamy, Babci, Taty, Dziadka, Cioci, Wujka)
10. Magnesiki wg specjalnie opracowanego stempla, szczególnie cenne, bo wykonane z sercem przez „Motylki”, a wypalone przez p. Katarzynę Ziębę, albo w Cacku.
11. Naszyjniki z włóczki w kolorach Ostrołęki (biżuteria ostrołęcka)
12. Tom łączący poezję i prozę – I(nk)luzje Barbary Zakrzewskiej wydane przez LIBERUSA, dodruk wcześniejszej publikacji TPO z 2020 r.
Już tytuł wskazuje, że Czytelniczka/ Czytelnik może znaleźć w zbiorku także coś ukrytego. I rzeczywiście jest tam tekst niewidzialny. Znajduje się on w prozie (6 utworów), która – jak bursztyn inkluzję – „obejmuje” teksty poetyckie. Tomik liczy 61 tekstów głównych (6+1= 7) oraz 9 haiku (61+9=70). Oczywiście jeszcze „inkluzja”, która przeziera z tylnej okładki, o co zadbał p. Tomasz Kalinowski. Zadbał również o komóreczkę plastra miodu w tytule…
Integralną częścią zbioru są klimatyczne ilustracje, wykonane przez Nataszę Nowak, która mogłaby być wnuczką autorki, a połączyła je międzypokoleniowo wystawa dzieł liberackich podczas Nocy Bibliotek.
Trzy części: INKLUZJE, (O)L-ŚNIENIA i ILUZJE są różnorodne tematycznie, by każdy mógł znaleźć coś dla siebie – od pochylenia się nad losem kreta czy gąsienicy pazia królowej po zbrodnie w Markowej, Halabdży czy Jerozolimie… Z małego zła rodzi się przecież wielkie zło. W utworach jednak przeważa maleńkie i wielkie Dobro, a słowo apokatastaza, zaczerpnięte z tekstu o. Wacława Oszajcy, daje nadzieję każdemu.
Wiersz inkluzyjny na s. 30 można czytać zupełnie zwyczajnie, ale można też wyłuskać z niego wydzielone słowa, by mieć drugi wiersz (konkretny).
Jeśli choć jedna fraza kogoś zaciekawi czy wzruszy, zadanie zostało spełnione. Wiele tekstów w tym zbiorze zdobyło znaczące miejsca w ogólnopolskich konkursach literackich, ale najważniejsza jest opinia Czytelniczek i Czytelników. Sylwia
Fragment tekstu dr Małgorzaty Parzych na temat I(nk)luzji, który ukazał się w „Przydrożach” nr 8(2021) :
Można zwyczajnie – dla piękna.
O poetyckiej wizji świata i lit(b)eratury Barbary Zakrzewskiej
(…) Tomik I(nk)luzje to oryginalna całość, którą tworzą utwory poetyckie i krótkie formy prozatorskie autorki oraz intrygujące ilustracje Nataszy Nowak wplecione w tekst właśnie niczym tytułowe inkluzje. Artystyczna pełnia i bogactwo symboli.
Inicjacja w życie – inicjacja w śmierć
Od dzisiaj będziemy wspólnie odczytywać tajemnicze palimpsesty. Każdy z nas kryje w sobie inkluzję, omotaną wieloma warstwami przeżyć – czytamy w pierwszym fragmencie prozy o tytułowych inkluzjach. Wyrażone w tych słowach przekonanie, że w każdym człowieku, w każdym zdarzeniu, w najmniejszym mikrokosmosie ludzkiego istnienia, kryją się pewne tajemnice mające swe źródło w Cieniu, towarzyszy nieustannie osobie mówiącej. W każdym z nas ukryta jest – niczym inkluzja w bursztynie – tajemnica. Odkryć prawdę o sobie, odkryć prawdę o świecie i życiu, to umieć dostrzec ów złowrogi Cień, nie bać się wieczności i nieskończoności, której zarodek nosi każdy człowiek, któremu przyszło wieść skończone życie, w którym nieustannie odczuwamy napięcie pomiędzy tu i teraz, a tym co nasz materialny świat przerasta – oddechem wieczności.
Z drugiej strony ów złowrogi Cień to również skłonność do zła, która gdzieś ukrywa się w człowieku, zdolność do zadawania śmierci. Najczęściej zupełnie bezmyślnie i bezrefleksyjnie. „Jak nieprawdopodobnie łatwo było wydrylować życie z tak bezbronnej istoty” – Czytamy w wierszu Inicjacja. Wciąż na nowo – niczym w biblijnym ogrodzie Eden człowiek przeżywa inicjację w życie i śmierć. „W każdym ogrodzie rośnie jakieś lokalne drzewo wiadomości”. Dzieciństwo kończy się z chwilą, gdy odkrywamy śmierć oraz fakt, że my także możemy ją zadać. Gdy zdobędziemy wiedzę, że my śmiertelni możemy innym nieść śmierć. To koniec beztroski, a początek zmagania się z kruchością istnienia, ale też – przynajmniej dla niektórych – początek bardziej uważnego przypatrywania się otaczającemu nas pięknu. Cały świat podszyty jest przeczuciem końca. Tylko ci, którzy potrafią dostrzec piękno świata, widzą więcej niż tylko to, co dostępne naszym oczom – są bardziej. Ocalają świat. Noszą w sobie odbicie nieskończoności, bo piękno jest nieśmiertelne.
Przyznam, że w lekturze utworów Barbary Zakrzewskiej, bardzo mnie to napięcie pomiędzy pięknem świata – roślin, ptaków, muzyki, obrazów, owadów i ludzi – a pojawiającą się znienacka śmiercią niepokoiło, trzymało w napięciu, zaskakiwało. Wiersz Kraski. Zachwyt nad tytułowymi ptakami budującymi gniazdo (jakże metaforyczny obraz skądinąd), barwnie, przepięknie, sielsko. Feeria barw i …”metaliczny trzask/ drżąca garstka piór spada niczym gruda ultramaryny (…) to naprawdę banalne” , jakże wciąż zaskakujące i bolesne. Obraz chłopca całującego lufę po zestrzeleniu ptaka został już ze mną na zawsze jako przestroga i jako kolejne potwierdzenie słów Hanny Arendt. Inkluzja w moim całkiem prywatnym przeżywaniu twórczości Barbary Zakrzewskiej.
Poetka nie pozostawia czytelnika bez nadziei. W poszczególnych utworach odnajdujemy bezustannie tę wiarę, że można ocalić piękno i dobro, które czyni ten świat bardziej przyjaznym. „Wielki Ikonograf ma zwyczaj zostawiać miejsce na ledwie wyczuwalną woń nimbu u każdego” czytamy w końcowych wersach wiersza Ikonograf. Stwórca wierzy w swe dzieło, czemuż i my nie mamy mieć nadziei, że złowrogi Cień nie zawładnie naszym światem? (…)