(de-libe\r\acje zwykłej czytelniczki)
Słowo więc całość w sobie od początku niosło
C. K. Norwid: fr. Rzeczy o wolności słowa
Nie miałam wcześniej w prywatnym księgozbiorze Pism wybranych C. K. Norwida w opracowaniu Juliusza Wiktora Gomulickiego. Koleżanka (matematyczka) niedawno robiła miejsce na półkach, więc podarowała mi ten (bez)cenny, pięknie obłożony, pięcioksiąg… Zaczęłam lekturę od listów Autora, w których, doprowadzony do ostateczności, błaga o wsparcie, licząc na rzekomo zainicjowaną przez warszawskie „Echo” Zygmunta Sarneckiego składkę na korzyść poety (z przypisu – BZ), oraz o przesłanie Siostrom z Domu św. Kazimierza n a r z ę d z i d o b r y c h i c a ł y c h, jako to szczotek, mioteł etc…, ponieważ myją podłogi paznokciami rąk słabych, bo szczeci na szczotkach nie ma[1]… List do Zofii Radwanowej (ostatni, z 16 marca 1883 r.) Norwid kończy słowami:
Powiedzcie p. Sarneckiemu („Echu”), że:
C. N. zasłużył na dwie rzeczy od Społeczeństwa Polskiego: to jest, ażeby oneż społeczeństwo nie było dlań o b c e i n i e p r z y j a z n e.
*…*… tylko tych (– – –).[2]
Nie tylko listy dotkliwie mnie poraziły, także przytoczone w I tomie bardzo liczne uwagi różnych osób, w tym krytyków i znanych pisarzy, o twórczości Norwida. Nie brak tam, świadczących o ignorancji, inwektyw, kpin i sądów, niestety, wtedy opiniotwórczych.
Gdy ponownie zagłębiłam się w lekturze wierszy, poematów i prozy, zadziałało moje obcowanie od siedmiu lat z liberaturą. A gdyby tak odczytywać Norwida po liberacku… Nieuprawnione? Wręcz przeciwnie! Dante Alighieri także nie wiedział, że jego arcydzieło będzie dzisiaj zaliczane do liberatury. Ani Samuel Beckett czy James Joyce. Co łączy tych gigantów literatury? Nieoczywista treść ich dzieł, wielopoziomowość odbioru, wypływająca nie tylko ze szkatułkowości, lecz także z paraboliczności utworów, nowatorska forma i różnorodne eksperymenty językowe. O tym samym możemy mówić u Norwida! Ponadto traktat Rzecz o wolności słowa kończy on dystychem: Odtąd już, w jakąkolwiek się przeniosłem sferę,/ Zrozumiewałem C a ł o ś ć – s ł o w a i L i t e r ę. To nawiązanie do stanu idealnej harmonii zawartych w słowie pierwiastków boskich i ludzkich, a także harmonii treści i formy, jak pojmował autor „wolność słowa”. Gdy zacytujemy inny fragment tegoż traktatu: Jaki jest CEL-SŁOWA… jak? s ł o w o s i ę c z y t a/ W s o b i e s a m y m…, nie sposób nie uznać takiego poglądu Norwida za intuicyjne przeczuwanie liberatury…
Iluż, prowadzących do katastrofalnych skutków, perturbacji w życiu Norwida dałoby się uniknąć, gdyby jakiś Zenon Fajfer ogłosił manifest-esej Liberatura. Aneks do słownika terminów literackich nie w „Dekadzie Literackiej” w 1999 roku, a o dwieście lat wcześniej w innym czasopiśmie… Także nasz liberat totalny, Radosław Nowakowski, mógłby napisać Traktat kartkograficzny znacznie wcześniej. Wtedy już w XIX wieku każdy byłby świadomy, że ludzkie przekazy w dziedzinie kultury przybierały formy: GESTATURY, ORATURY, LITERATURY i LIBERATURY. Ta ostatnia to l i t e r a t u r a t o t a l n a, w której niczym w przedstawieniu operowym ważny jest każdy element, choćby mająca tak wiele znaczeń cisza (u Norwida podzielona na ciszę p ł y t k ą i g ł ę b o k ą), w dziele liberackim uobecniona jako b r a k, czy użyte w nowej funkcji znaki: kropki, pauzy, gwiazdki itp. Gdyby wiedziano w czasach Norwida, że w wypadku dzieła liberackiego czytelnicy muszą zapomnieć o szybkim czytaniu dla przyjemności… Obcowanie z liberaturą staje się bowiem kojarzeniem wieloróżnopoziomowym jak u Sherlocka Holmesa lub czasami nawet… męczarnią, za to jakże rozwijającą i wielopłaszczyznową, na dodatek z perspektywą olśnienia, na Wschodzie zwanego satori. Statystyczny czytelnik musi w tym zakresie liczyć na wyjaśnienia i przypisy, o ile pokusi się o ich prześledzenie…
Gdyby rówieśnicy i następcy Norwida znali definicję liberatury, doprecyzowaną przez Katarzynę Bazarnik: Liberatura to wolność, otwartość artystyczna, przekraczanie granic miedzy gatunkami i sztukami, to literatura niespętana ograniczeniami narzuconymi przez reguły, kanony, krytyków.[…], może oszczędziłoby to nieszczęsnemu, udręczonemu swoją erudycją i nadodczuwaniem intuicyjnym, pomówień, wypływających z niezrozumienia intencji autora czy jego nowatorskich rozwiązań. A on pragnął nade wszystko wcielać dobro i rozjaśniać prawdy, nad czym tak usilnie pracował, by odpowiednie dać rzeczy – słowo!
Zapewne, świadomy liberackości tekstów Norwida, Julian Klaczko nie pokusiłby się o taką opinię w 1851: To prawdziwy fenomen (o T. Lenartowiczu – BZ) w czasach, które tylko wydają Promethidiony, Zwolony i inne androny[3]. Może nawet oszczędziłby i słów takich w 1858: Dwa pierwsze z wydumanych artykułów [Czarne kwiaty i Białe kwiaty] są wzorem wydumanej nicości, w której dziwolągom myśli odpowiadają dziwolągi języka […].[4] Wspomniany T. Lenartowicz być może nie stwierdziłby w 1867: Cyprian Norwid, żeby nie dziwactwo stylu, miałby poczucie prawdy…[5] J. I. Kraszewski nie popełniłby zapewne w 1866 r. takiego tekstu:
Norwid w ostatnich swych tekstach dorżnął się na sławie swej. […] Szanuję poczciwego fantastyka Norwida, ale jako poecie nie jestem w stanie poradzić nic. […] Norwid; to imię już jest synonimem dziwactwa, nie usprawiedliwionego bynajmniej równym mu talentem, bo dziwactwo przerosło o wiele talent i zjadło go.[6]
A Piotr Chmielowski już po wydobyciu z pośmiertnej teki papierów Cypriana Norwida przez Miriama, nie stwierdziłby w 1904, iż: mogły najspokojniej i bez szkody dla poety pozostać w ukryciu, bo wykazują nam już tylko umysł zmanierowany, zmanierowanego stylistę, gadatliwego w sposób najnieznośniejszy, bo nudny.[7] Nawet Henryk Sienkiewicz ok. r. 1905 może nie zaznaczyłby z emfazą:
Nie, do śmierci nikt mnie nie wmówi, żeby Norwid był wielkim poetą. Kiedyś w młodości skrzywdziłem Szarzyńskiego, pisząc, że ma mozolną formę. Ale Norwida nie skrzywdzę, kiedy powiem, że mozolna forma jest jego śmiertelnym grzechem.[8] (podkreślenia – BZ)
Nad nieoczywistością treści utworów Norwida specjaliści pochylają się od dawna, choć nie jest ona na szczęście równa osiągnięciom Joyce’a, który pozostawił profesorom robotę na 300 lat przy „deszyfryzacji” Finnegans Wake. Wypływa to z ponadprzeciętnej różnorodności tematycznej utworów Norwida, ich paraboliczności i niezwykłej erudycji autora. Zwykłemu czytelnikowi przychodzi zagłębiać się w wyjaśnienia i przypisy, które odkrywają, jak wielopoziomowe bywa docieranie do sedna. Mamy tu do czynienia z wielopiętrowymi konstrukcjami sensów, a nie tylko z dostrzeganiem w losach bohaterów – uniwersalności. Weźmy choćby poemat Assunta (czyli spojrzenie). Ot, wydawałoby się prosty, smutny los sieroty, wychowanej w klasztorze. Jednak nieprzypadkowo wybrane imię bohaterki wskazuje na paraboliczny charakter utworu, a u recenzentów znajdziemy określenia, takie jak: poemat miłosny, symboliczny, autobiograficzno-filozoficzny. Postrzeganie świata przez Assuntę budzi prawdziwy podziw czytelnika, ponieważ dziewczyna, zaniemówiwszy, rozumie znacznie więcej, jak niedawno beatyfikowana siostra Elżbieta Róża Czacka, będąc niewidomą, „widziała” wszelkie bramy i progi duchowości… Assunta uczy swojego obserwatora i czytelników prawdziwie „patrzeć w niebo”. Całą istotę tego spojrzenia Norwid odkrywa dopiero w prozatorskim przypisku:
Kryć powodu nie mam, że z mojego, a wyżej opowiedzianego, poszukiwania (odkryć archeologicznych – BZ) wywnioskowywa się, iż pojęcie zasadne s p o j r z e n i a w n i e b o początek swój bierze od dnia tego i tradycji o dniu tym, kiedy w okolicach Betanii mężowie galilejscy stali, patrząc za odchodzącym w Niebo, aż go obłok odjął od oczu ich. [9]
Wspomniany przypisek jest integralną częścią poematu, co autor zaznacza we Wstępie: Bacznego czytelnika ostrzec pospieszamy, iż w formie typograficznego-odsyłacza zamieszczone „Spojrzenie ku Niebu” całością jest równoważną samemu poematowi […]. Przypomina to dzieło liberackie Stanisława Czycza ARW, gdzie – na odwrót – poemat, na dodatek polifoniczny (z różnobarwną czcionką) jest integralną częścią obszerniejszej prozy.
Na przeciwległym biegunie niż Assunta, jako prozatorski kontrapunkt, znajdziemy u Norwida bardzo nowoczesne uwagi o… feminizmie. W tekście publicystycznym Emancypacja kobiet nie lęka się otwarcie polemizować z Trentowskim, by dojść do konkluzji: emancypacja kobiety, mniemam, iż nie przez u-męstwienie jej atrybutów, ale właśnie że przez kobiecości podwyższenie w zakreślonym tak znamienicie jej kierunku, dopełni się. I takich skrajnych niejako kwestii można by wskazać u Norwida wiele, lubił bowiem dociekać prawdy, przyglądać się jej z różnych perspektyw, jako że biel kryje w sobie wszystkie kolory…
Zapewne także dlatego Norwid poszukiwał jak najbardziej odpowiednich sposobów wyrażania treści. Sięgał nawet po typową dla liberatury k r e a t y w n ą t y p o g r a f i ę. Najczęściej stosował wersaliki i spacje, by wyróżnić wybrane słowa, jak choćby w wierszu Do Walentego Pomiana Z.[…]: Pytasz mię, jak? je nazwać – PISMA, albo DZIEŁA? – […] Lecz nie ominie Przyszłość: K o r e k t o r k a – w i e c z n a. Z dużą swobodą posługiwał się znakami interpunkcyjnymi, znaki zapytania pojawiały się w nieoczekiwanych miejscach, ulubione szeregi kropek, pauz czy gwiazdek wskazywały na niedopowiedzenia, czyli l i b e r a c k i b r a k – ciszę na namysł, rozważania czy współtworzenie tekstu, według intuicji czytelnika. Stanisław Czycz w ARW-ie także stosował oryginalną interpunkcję: podwojone przecinki, dwie lub trzy kropki po znaku zapytania, dwójkropki, dwie kropki przed i po wyrazie, podwójne pauzy. U Norwida zdecydowanie dominują zwielokrotnione pauzy, gwiazdki czy kropki, jak choćby w tych przykładach: I na powietrzu ogród zawieszono – – […] I – – bądźcie zdrowi – po tym będę wiedział (Scherzo(II)), I nie zatrzymasz się, precz idąc – – czemu? (Czemu), I ja także – – upadkiem na kamień kamienia!/ – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – – / A ty mi mówisz – Miłość? (Rozmowa umarłych), Szli – – – / Aż przeszli w historii-oklasku. (Polka), Jeden – wiecznie będzie wysoki:/ * * * * * * * * / Odpowiednie dać rzeczy – słowo! (Ogólniki), N i e w y z ł o c i i c h p i e r ś c i e ń M e c e n a s ó w…/ * * * * * * * * * * * * * */ Tak z – D z i e n n i k i e m, tak z – E p o p e j ą! (Dziennik i epos), Z kandelabrów spadła łza – –/ . . . . . . . . . . . . . (Po balu), Lirnik na to: . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ./ . . . . . . . . . . . . . „ Nie miecz, nie tarcz – bronią Języka,/ Lecz – arcydzieła!” (Język-ojczysty).
Współczesna pisarka, Bianka Rolando, w poemacie Biała książka, mającym nawiązywać do Boskiej Komedii, nienapisanym jednak tercyną, osiąga zadziwiające efekty drogą eksperymentów formalnych, choćby konkretystycznych. Wykorzystuje np. półstronicowe zestawy kropek jako Piekło Pieśń ostatnia. Czarne confetti, natomiast Niebo Pieśń ostatnia. Pusta plaża przybiera postać pola zwielokrotnionych nawiasów okrągłych, które w środku zmieniają kierunek, tworząc jedyną maleńką niszę… Po lekturze ARW-a czy Białej książki nie ulega wątpliwości, czyje teksty mogły zainspirować autorów, oczywiście wcześniej także konkretystów, takich jak Marianna Bocian czy Stanisław Dróżdż. Skoro o konkretystach mowa, znajdziemy u Norwida operowanie innymi znakami niż litery czy znaki interpunkcyjne. Tekst „Ostatnie słowo to nie są litery” zakończył autor trzema krzyżami, jakby przywoływał Golgotę…
Do nieustannie stosowanych przez Norwida znaków należał dywiz, dzięki powielaniu którego autor tworzył swoje charakterystyczne neologizmy. Oto kilka przykładów: uczucie-wyższego-porządku-rzeczy (O sztuce (dla Polaków)), Nie-prze-palony jeszcze glob, Sumieniem (Czasy)!, c m e n t a r z – w i e l k o l u d ó w, b e z – B o ż e (Źródło), Skąd-kolwiek-bądź by były!… (Piękno-czasu), ludzko-Boski (Spółcześni), Snem – nim roz-dnieje!… (Mistyk), – „Człowiek?… – jest to kapłan bez-wiedny (Sfinks[II]), Mości DOBRO-dzieje! (Epizod). Utwór Joyce’a Finnegans Wake bywa nazywany symfonią skomponowaną z neologizmów i wielojęzycznych kalamburów, ale gdyby ktoś pokusił się o spojrzenie na dzieła Norwida pod podobnym kątem, byłaby tu niejedna oryginalna sonata neologizmów… Pamiętajmy, że nad Finnegans Wake pracowało dwóch gigantów intelektu, Becket był wtedy sekretarzem niedowidzącego Joyce’a, zaś Norwid mógł polegać wyłącznie na własnej erudycji i pamięci. Imponujące są chociażby jego rozważania o pięknie, wyprowadzone z brzmienia i znaczeń tego słowa w różnych językach:
Tak samo wyraz „piękny” w ustach dzieci oznacza „tęczowy”, to jest – z wszystkich kolorów najsilniejszych złożony. U ludu ruskiego „piękny” znaczy krasny, a krasny – „czerwony”. U Sybirczyków podróżnik Casteron zauważył, że dwa tylko wyrazy są determinujące piękność, to jest wyraz: „biały” i wyraz: „czarny”, dla przyczyny niezmiernie jasnej, albowiem śniegu nawał leżącego ujednobarwia i ujednokształca subtelniejsze różnice rzeczy. Wyraz „wielki” i „mały”, „silny” i „słaby”, „gęsty” i „rzadki” itp. określają tam zawsze jednakowo „biały” i „czarny”. […] U starożytnych przeto Greków wyrażenie „piękna” (kalós) używało się i jako „dobre”, „zacne”, a w brzmieniu swym nosiło zarys najpełniejszej i najogólniejszej formy, to jest k o ł a (polski nawet wyraz „koło” pochodzi z greckiego), i nosiło przeto jeszcze wyrażenie to ślad „ruchu”, „życia”, od kylio („zataczać”, „krążyć”, „obrót sprawować”). I nosiło w sobie jakoby wyraz „puchar”, „toast”, od wyrazu kyliks („kielich”) – i s p e ł n i a ł o s i ę. [10]
Gdyby osoby, które tak bezrefleksyjnie raniły Norwida swoimi krytycznymi opiniami choćby o jego Czarnych kwiatach i Białych kwiatach, poświęciły czas także na lekturę jego tekstu O sztuce (dla Polaków) czy traktatu Rzecz o wolności słowa, gdzie Norwid pisze, że jest także i WOLNOŚĆ MILCZENIA, nie tylko Wolność-Słowa, znalazłyby być może klucze do tych i innych dzieł. Z utworami liberatów bywa bowiem tak, że najlepiej odbiera się ich twórczość, mając jasny obraz c a ł o ś c i, co nie wyklucza jednak lektury wybiórczej.
Jeśli chodzi o a r c h i t e k t u r ę t e k s t ó w, to nie znajdziemy u Norwida kaligramów, z których miał później zasłynąć Apollinaire, ale podporządkowywanie długości wersów emocjom, stosowanie nietypowych przerzutni, eliptyczność, którą Norwid nazywał fragmentarycznym sposobem wyrażania się, zapowiadały, że kiedyś narodzi się wiersz wolny, a teksty przestaną być tylko linearne…
Gdy patrzy się na utwory Norwida, w których wyróżnił wybrane słowa, nie sposób nie skojarzyć ich z h i p e r t e k s t a m i. Może to skrzywienie współczesnego odbiorcy, niestroniącego od Internetu, ale chciałoby się wcisnąć wyróżniony „link”, by wiedzieć więcej. Jednak bez zdobyczy współczesnej technologii (do)wolność czytelnicza jest ograniczona… Gdy ostatnio sięgnęłam ponownie po wiersze Norwida, nie mogłam sobie odmówić liberackiego eksperymentowania. Wyróżnione spacjami słowa tworzą przedziwne k o n s t e l a c j e, układając się w c i ą g i z n a c z e n i o w e, takim sposobem otrzymujemy dodatkowe teksty – jakby inkluzyjne. Co, jeśli to nie tylko celowy zabieg mnemotechniczny? Weźmy na przykład wyimki z wiersza Pisarstwo: cynikiem/ wizjonarzem/ zdrajcą/ To jest: nie piszmy wcale/ krótkiej/ pamięci/ smaku/ stylu zawiłość/ „Czemu?”/ smak/ Samo przez się. Jawi się to jako w i e r s z i n k l u z y j n y! Takiej interpretacji z wydobywaniem dodatkowego sensu świetnie podlega również wiersz Cacka. Mamy zatem w niektórych tekstach Norwida do czynienia ze s z k a t u ł k o w o ś c i ą lub p o l i f o n i c z n o ś c i ą jak w dziełach liberackich. Dotyczy to również prozy. Oto wyimki z Białych kwiatów: rzeźba-chrześcijańska/ nie ma nigdzie prawdziwego dramatu/ dramatu być nie może…/ kwiaty białe/ prawdziwego dramatu/ kochanką/ żoną/ poza ich udziałem/ przedmiot ten/ Dramy/ ciszy/ jaśniej/ szerzej/ ciszy/ oś/ Calderon/ tędy drama w rzeźbę przechodzi. Czy Norwid czynił to świadomie? Moim zdaniem – tak. Możemy zatem uznać te ciągi znaczeniowe za liberacki t e k s t u k r y t y, choć paradoksalnie u Norwida widoczny niejako lepiej… W wielu wierszach, poematach, dramatach i prozie Norwida wyszczególnione słowa tworzą i n k l u z y j n e k o n s t e l a c j e, co jest bardzo liberackie. Czy wszędzie w pełni zamierzone? Nie wiem, ale jako admiratorka liberatury – wolnej literatury – mam również prawo do wolności czytelniczej…
Coś ty Polakom zrobił, nasz Norwidzie, że tobą tak pogardzali, nie starając się (z)rozumieć? A ty niestrudzenie im wybaczałeś, wcielając w życie platońską triadę na równi z wartościami ewangelicznymi. Wychowany na lekturach, takich jak: Don Kichote, Biblia, Dante, Szekspir, Calderon, Byron, Nerval, Słowacki, znosiłeś wszystko arcy-dzielnie, jednak w Epos-naszej nie bez ironii piszesz:
XII
Przez jakie ścieżek bo chadzałem krocie
Z ogromną dzidą, co gałęzie kruszy,
Ty jeden, wielki, znasz to, D o n K i c h o c i e,
Jednego ciebie to wspomnienie wzruszy,
Bo gawiedź śmiać się będzie wielolica,
Niewarta ostróg z l a M a n c z y szlachcica!
Na szczęście byli też nieliczni, o których wspomina w 1909 r. Wiktor Gomulicki:
Był czas, że zaledwie kilku ludzi w całej Polsce Norwida znało i poważało. Stwierdzam, nie bez pewnej dumy, żem do nich należał, a było to jeszcze przed Miriamem i jego „Chimerą”(…)
Jak celem jedwabnika jest snuć materiał na piękne tkaniny, tak celem Norwida, najpierwszym i wyłącznym, było – tworzyć. O dzieła już stworzone nie troszczył się: rozdawał na prawo i lewo, przyjaciołom, znajomym, nierzadko ludziom prawie obcym sobie. Rozleciały się też po świecie, jak skrzydlate nasionka wiatrem z owocującej rośliny zdmuchnięte. Wiele ich przepadło, wiele odnalazło się – wiele zakiełkowało, kiełkuje, kiełkować będzie.
Siew Norwida nie przepadł – żniwo dopiero się zaczęło. [1].
[1] Tamże, Wiersze, t. 1, s. 135
[1] C. K. Norwid, Pisma wybrane, Listy, Wybrał i objaśnił Juliusz W. Gomulicki, t.5, PIW, Warszawa 1968, s.791-792
[2] Tamże, s. 793
[3] Tamże, Wiersze, t. 1, s. 105
[4] Tamże, s. 109
[5] Tamże, s. 112
[6] Tamże, s.112
[7] Tamże, s. 130
[8] Tamże, s. 131
[9] Tamże, Poematy, t. 2, s. 238
[10] O sztuce (dla Polaków) w: Tamże, Proza, t. 4, s. 231
Dopiero dzisiaj zauważyłam, że system uciął pewną część tekstu „A gdyby tak od-czytywać Norwida po liberacku”, którą przed chwilą dodałam. Niestety, nad „unormalnieniem” przypisów na razie nie potrafię popracować. Moje intuicje wyrażone w tym eseju potwierdziła dr Agnieszka Przybyszewska z UŁ w pracy „Liberackość dzieła literackiego”, gdzie przeczytałam: „Gdyby się zastanowić – Norwidowskie czy Różewiczowskie operowanie grafią tekstu również mogłoby nas skłonić do określenia tych twórców mianem liberatów.” Pozdrawiam Czytelników.